Zanim w religii wprowadzono neutralizujący program zjednywania ducha, długo poprzedzał go zapobiegawczy program nakłaniania czy proszenia ducha. Pierwsze akty ludzkiego czczenia wynikały z konieczności obrony a nie z szacunku. Współczesny człowiek uważa, że mądrze jest ubezpieczyć się od pożaru a dla dzikiego wyższa mądrość polegała na tym, żeby się zabezpieczyć przed nieszczęściem sprowadzanym przez duchy. Wysiłki, mające na celu zapewnienie sobie tej protekcji, składały się na metody i rytuały kultu duchów.
Kiedyś uważano, że duch chciał być bardzo szybko „złożony”, aby mógł bez przeszkód iść do krainy śmierci. Jakakolwiek pomyłka w procedurze albo pominięcie czegokolwiek w czynnościach rytualnych składania ducha, dokonywanych przez żywych, powodowało z pewnością opóźnienie w jego drodze do krainy duchów. Uważano, że powoduje to niezadowolenie ducha i domniemano, że zagniewany duch jest przyczyną klęsk, niedoli i nieszczęść.
Obrzędy pogrzebowe miały swój początek w ludzkich próbach przekonania ducha -duszy, aby odszedł do swego przyszłego miejsca zamieszkania a pierwotnym celem ceremonii pogrzebowej było nauczyć nowego ducha, jak się tam dostać. Zgodnie ze zwyczajem dostarczano duchowi pożywienia i ubrania na podróż; przedmioty te składano na grobie lub w jego pobliżu. Dziki wierzył, że „złożenie ducha” trwa od trzech dni do roku—jest to czas potrzebny duchowi na odejście z okolicy grobu. Eskimosi wciąż wierzą, że przez trzy dni dusza pozostaje z ciałem.
Po śmierci przestrzegano ciszy albo żałoby, tak, aby nie zwabić ducha z powrotem do domu. Umartwianie się—zadawanie sobie ran—było popularną formą żałoby. Wielu światłych nauczycieli próbowało temu zapobiegać, ale bezskutecznie. Uważano, że posty i inne formy umartwiania się miały być miłe dla duchów, które cieszyły się z niewygód żyjących, kiedy to przyczajały się w okresie przejściowym przed rzeczywistym odejściem do świata zmarłych.
Długie i liczne okresy żałobnej bezczynności stanowiły jedną z wielkich przeszkód na drodze rozwoju cywilizacji. W każdym roku marnowano tygodnie a nawet miesiące na taką nieproduktywną i niepotrzebną żałobę. Na okoliczność pogrzebu najmowano zawodowych żałobników, z czego wynika, że żałoba była rytuałem a nie przejawem smutku. Ludzie współcześni mogą opłakiwać zmarłych z szacunku i smutku, ale dawni robili to ze strachu.
Nigdy nie wymawiano imion zmarłych. W rzeczywistości były one częstokroć usuwane z języka. Imiona te stawały się tabu i dzięki temu języki wciąż ubożały. W końcu spowodowało to zwielokrotnienie symboli słownych i symbolicznej ekspresji, takiej, jak „imię czy dzień nigdy nie wspominany”.
Kiedy ludzie pierwotni chcieli pozbyć się ducha, byli tak zatrwożeni, że ofiarowali mu wszystko, czego duch mógł pragnąć za życia. Duchy chciały żon i służby; dobrze sytuowany dziki oczekiwał, że przynajmniej jedna żona-niewolnica będzie pogrzebana żywcem po jego śmierci. Później weszło w zwyczaj, że wdowa popełniała samobójstwo na grobie męża. Kiedy umarło dziecko, matka, ciotka albo babka były często duszone, aby dorosły duch mógł towarzyszyć dziecku i troszczyć się o jego ducha. I ci, którzy oddawali życie w ten sposób, czynili to zazwyczaj dobrowolnie; faktycznie, gdyby żyli wbrew zwyczajom, ich strach przed duchem ograbiłby ich życie z tych niewielu przyjemności, jakie mieli ludzie prymitywni.
Zwyczajowo ekspediowano znaczną liczbę poddanych, aby towarzyszyli zmarłemu wodzowi; niewolników zabijano, gdy zmarł ich pan, aby mogli mu służyć w krainie duchów. Na Borneo wciąż przydają zmarłemu gońca za towarzysza; zabija się niewolnika włócznią, aby podróżował jako duch ze zmarłym panem. Wierzono, że duchy osób zamordowanych lubią mieć duchy swych morderców za niewolników; takie poglądy skłaniały ludzi do polowania na głowy.
Duchy, jak sądzono, lubiły zapach żywności; kiedyś powszechne było ofiarowanie żywności na ucztach pogrzebowych. Prymitywną metodą odmawiania modlitwy przed jedzeniem było wrzucenie kawałka jedzenia w ogień, dla uspokojenia duchów, mamrocząc przy tym magiczne zaklęcia.
Uważano, że zmarli będą używać duchów tych narzędzi i broni, które do nich należały za życia. Zniszczenie przedmiotu oznaczało jego „zabicie”, tym samym uwolnienie ducha, aby poszedł służyć w świecie duchów. Ofiar z mienia dokonywano także poprzez jego spalenie lub zakopanie. Pradawne marnotrawstwo pogrzebowe było ogromne. Później robiono modele z papieru oraz zastępowano prawdziwe przedmioty i osoby ich rysunkami, podczas ofiarowania zmarłym. Indianie Irokezi wprowadzili wiele reform w marnotrawstwie pogrzebowym. Właśnie przez takie zachowanie majątku stali się najpotężniejszym z północnych ludów czerwonych. Człowiek współczesny, jak się uważa, nie boi się duchów, ale obyczaj jest silny i wiele ziemskiego majątku wciąż jest trwonione na rytuały pogrzebowe i ceremonie związane ze śmiercią.