◄ 130:5
Przekaz 130
130:7 ►

W drodze do Rzymu

6. Zdjęty strachem młodzieniec

130:6.1

Gdy przebywali wysoko w górach, Jezus miał długą rozmowę z pewnym młodym człowiekiem, który był zdjęty strachem i przygnębiony. Nie zdoławszy nabrać tej otuchy i odwagi, jaką daje towarzystwo bliźnich, młodzieniec ten szukał samotności w górach; dorastał w poczuciu bezradności i niższości. Te naturalne tendencje zostały spotęgowane przez liczne, skomplikowane okoliczności, jakie zdarzyły się chłopcu w wieku dorastania, zwłaszcza przyczyniła się do tego utrata ojca, kiedy miał dwanaście lat. Kiedy się spotkali, Jezus powiedział: „Pozdrawiam cię, mój przyjacielu! Dlaczego jesteś przygnębiony w tak pięknym dniu? Jeśli zdarzyło się coś, co cię zmartwiło, być może mógłbym ci jakoś pomóc. W każdym razie będzie mi bardzo miło, jeśli będę ci mógł pomoc”.

130:6.2

Młody człowiek nie miał ochoty na rozmowy i dlatego Jezus po raz drugi podszedł do jego duszy, mówiąc: „Rozumiem, że przyszedłeś w te góry, aby uciec od ludzi, dlatego oczywiście nie chcesz rozmawiać ze mną, chciałbym się jednak dowiedzieć, czy znasz te góry, czy wiesz, jak idą tutaj szlaki? I, ewentualnie, czy mógłbyś mi powiedzieć, jak najlepiej dojść do Feniks”? Młodzieniec bardzo dobrze znał góry i naprawdę zainteresowało go pokazanie Jezusowi drogi do Feniks, tak bardzo, że zaczął rysować na ziemi wszystkie szlaki i dokładnie objaśniał każdy szczegół. Był jednak zaskoczony i zaciekawiony, kiedy Jezus, po pożegnaniu się z nim, kiedy się już zdawało, że odchodzi, nagle zwrócił się do niego i powiedział: „Dobrze wiem, że chciałbyś pozostać samotnie w swoim strapieniu, ale nie byłoby to ani życzliwe ani szlachetne z mojej strony, gdybym, dostawszy tak sowitą pomoc w znalezieniu najlepszej drogi do Feniks, bezmyślnie poszedł sobie, nie robiąc najmniejszego wysiłku, aby odpowiedzieć na twoje błagalne pytanie o pomoc i radę w sprawie najlepszej drogi do celu twego przeznaczenia, którego szukasz w swoim sercu, gdy siedzisz tutaj na stoku góry. Tak jak ty znasz dobrze szlaki do Feniks, które wiele razy przemierzałeś, tak ja znam drogę do miasta twoich zawiedzionych nadziei i udaremnionych ambicji. A skoro prosiłeś mnie o pomoc, nie rozczaruję ciebie”. Młodzieniec niemalże się przemógł, ale zdołał jeszcze wyjąkać: „Ale—ja nie pytałem cię o nic—”. A Jezus, delikatnie kładąc mu rękę na ramieniu, powiedział: „Nie, synu, nie słowami, ale tęsknym spojrzeniem zwróciłeś się do mego serca. Mój chłopcze, dla tego, który kocha swoich braci, jest to wymowna prośba o pomoc, w obliczu twojego zniechęcenia i desperacji. Usiądź ze mną na chwilę a ja ci opowiem o szlakach służby i drogach szczęścia, które prowadzą od smutku jaźni do radosnej, miłości pełnej działalności w braterstwie człowieka i w służbie Boga w niebie”.

130:6.3

Wtedy właśnie młody człowiek bardzo zapragnął rozmawiać z Jezusem, ukląkł przy stopach Jezusa, błagając o pomoc, aby mu pokazał drogę ucieczki od świata osobistego żalu i niepowodzenia. Jezus powiedział: „Powstań mój przyjacielu! Stań jak mężczyzna! Może jesteś otoczony drobnymi nieprzyjaciółmi i powstrzymuje cię wiele przeszkód, ale wielkie rzeczy, prawdziwe rzeczy tego świata i wszechświata, są po twojej stronie. Słońce wschodzi każdego rana i kłania się tobie tak samo, jak kłania się najbardziej potężnemu i najlepiej prosperującemu człowiekowi na Ziemi. Popatrz—masz silne ciało i potężne mięśnie—twoja budowa fizyczna jest lepsza niż przeciętna. Oczywiście, to wszystko jest prawie bezużyteczne, kiedy siedzisz tutaj na stoku góry i ubolewasz nad swoim nieszczęściem, rzeczywistym i wyobrażonym. Ale używając swego ciała mógłbyś zrobić wielkie rzeczy, gdybyś pośpieszył tam, gdzie wielkie rzeczy czekają, aby ich dokonać. Próbujesz uciec od swojej nieszczęśliwej jaźni, ale tego nie da się zrobić. Ty i twoje życiowe problemy są rzeczywiste, nie możesz od nich uciec, tak długo, jak żyjesz. Ale popatrz raz jeszcze, twój umysł jest jasny i pojętny. Masz inteligentny umysł do kierowania swoim silnym ciałem. Zatrudnij swój umysł do pracy przy rozwiązywaniu problemów, naucz swój intelekt pracować dla ciebie, nie pozwól więcej na to, żeby strach panował nad tobą, jak nad bezmyślnym zwierzęciem. Twój umysł raczej powinien stać się odważnym twoim sprzymierzeńcem w rozwiązywaniu życiowych problemów, niż twoja natura, jaką się stałeś—niewolnika nędznego strachu i sługi spętanego depresją i klęską. Jednak najwartościowszym ze wszystkich potencjałów prawdziwych sukcesów jest duch, który żyje w tobie, który będzie stymulował i inspirował twój umysł do kontroli samego siebie, który uaktywni twoje ciało, jeśli wyzwolisz je z kajdan strachu, tych, które nie pozwalają twojej duchowej naturze zacząć uwalniać się od zła bezczynności, dzięki mocy-obecności żywej wiary. I wtedy właśnie, natychmiast, twoja wiara pokona strach przed ludźmi, dzięki zniewalającej obecności nowej i wszechdominującej miłości do twoich braci, która wkrótce napełni twą duszę po brzegi, w wyniku świadomości zrodzonej w twoim sercu, że jesteś dzieckiem Boga.

130:6.4

Dzisiaj, mój synu, narodzisz się znowu, jako człowiek wiary i odwagi, oddany służbie dla człowieka w imieniu Boga. I kiedy się znowu dostosujesz do życia z samym sobą, dostosujesz się także ponownie do życia we wszechświecie; narodziłeś się znowu—narodziłeś się z ducha—i odtąd całe twoje życie będzie jednym zwycięskim sukcesem. Utrapienie cię orzeźwi, rozczarowanie cię zachęci, trudności będą dla ciebie wyzwaniem a przeszkody będą cię stymulować. Powstań, młody człowieku! Pożegnaj życie służalczego strachu i tchórzostwa ucieczki. Pośpiesz się, wróć do obowiązków i przeżyj swe życie cielesne jako syn Boga, jako śmiertelnik, który poświęcił się uszlachetniającej służbie dla człowieka na Ziemi i przeznaczony jest do wspaniałej, wiecznej służby dla Boga w wieczności”.

130:6.5

Młodzieniec ten, Fortuna, został później przywódcą chrześcijan na Krecie i był bliskim towarzyszem Tytusa, który pracował nad podnoszeniem na duchu wierzących na Krecie.

130:6.6

Podróżnicy byli naprawdę wypoczęci i odświeżeni, kiedy pewnego dnia w południe pożeglowali do Kartaginy, w północnej Afryce, zatrzymując się na dwa dni w Cyrenie. Tutaj właśnie Jezus i Ganid udzielili pierwszej pomocy chłopcu, imieniem Rufus, kiedy to załadowany wóz, zaprzężony w woły, załamał się i zranił chłopca. Zanieśli go do domu, do matki i ojca Szymona, który nawet nie przypuszczał, że człowiek, którego krzyż poniósł później zmuszony rozkazami rzymskiego żołnierza, jest tym samym nieznajomym, który przyszedł z pomocą jego synowi.


◄ 130:5
 
130:7 ►